Mimo że wiele osób postrzega ją jako artystkę, ona sama nie lubi określać się tym mianem. Lubi pracować w narzuconych ramach, a ograniczenia stanowią dla niej źródło wolności. Ot, paradoks. Funkcjonalność i użytkowanie przedmiotu to dla niej najciekawsze zagadnienia, choć to, co najbardziej ceni w pracy, to relacje międzyludzkie.
Jak zaczynasz dzień?
Myślę, że tak jak większość ludzi – kawa, śniadanie i do biura. Nic specjalnego. Bardzo lubię ten rutynowy rytm. Wszystkie spotkania staram się planować przed pracą, w porze obiadowej lub wieczorem, byle nie w trakcie pracy. Gdy pracuję, lubię być maksymalnie skupiona, bez żadnych rozpraszaczy.
Udaje Ci się zachować balans między pracą a życiem prywatnym?
Ta granica jest płynna. Staram się, ale nie zawsze udaje się tak zupełnie wyłączyć myślenie o jakimś projekcie. Ale to wcale nie jest złe, bo czasem, gdy łapię pewien dystans, do głowy wpadają mi dobre pomysły i nowe rozwiązania. Odpoczywając od pracy, łatwiej jest pewne rzeczy dostrzec. Ale z pewnością nie mogłabym mieć pracowni w domu, to kwestia pewnej zawodowej higieny. Co prawda w czasie pandemii było to jedyne rozwiązanie i jakoś się udawało, ale na ogół lubię mieć te dwie sfery życia oddzielone. Dom powinien być wyłącznie domem. Nie uważam jednak, że czas pandemii był bezproduktywny, wręcz przeciwnie. Akurat wtedy pracowałam nad kocami dla PURO i cieszyłam się, że tak przyjemna rzecz, kojarząca się z domem, ciepłem i przytulnością, może być testowana właśnie w domu.
A jak zaczyna się u Ciebie proces twórczy? Najpierw powstaje pomysł czy zapotrzebowanie na dany przedmiot?
Pracuję dla konkretnych marek, nie jestem artystką. Pracuję w jakichś ramach, które są mi narzucone przez ograniczenia produkcyjne lub przez DNA marki. Paradoksalnie są one jednak źródłem ogromnej wolności. Muszę stworzyć coś, co ma sens dla zarówno klienta, jak i konsumenta, ale musi też być po prostu dobrym projektem. Jako projektantka jestem częścią całego tego procesu.
Zaczynając pracę nad jakimś projektem, robisz to intuicyjnie czy planujesz, rozpisujesz co do joty?
Różnie, to zależy od wielu czynników, typu czas czy budżet. Nie ma jednej drogi. W przypadku projektu koców dla PURO Hotels, stworzonych we współpracy z norweską manufakturą Roros Tweed, akurat kluczowy był rysunek, więc od razu zaczęłam rysować. W innych przypadkach robię research, proces jest bardziej rozłożony. Czasem powstaje wielka książka, która tłumaczy intencje i założenia projektowe.
Skąd wziął się pomysł na zaprojektowanie koców Roros dla PURO?
Moja współpraca z PURO trwa już jakiś czas, ale zawsze była punktowa. Do tej pory tworzyłam pojedyncze przedmioty dla kilku hoteli, ale zawsze rozmawialiśmy z Runem (CEO PURO Hotels – przypisek red.) o tym, aby zrobić coś na większą skalę. Projekt koców Røros nawiązuje do norweskich korzeni marki. W październiku 2019 pojechaliśmy do miasteczka Røros w Norwegii, zwiedziliśmy fabrykę przędzy, poznaliśmy właścicieli tej rodzinnej firmy. Byłam pod wrażeniem różnych technik, którymi wykonują tam koce i inne wełniane wyroby. Wspaniale było zobaczyć ten proces od podszewki.
Zawsze przy pracy projektowej tak zgłębiasz temat, zaznajamiasz się z historią marki, dla której pracujesz?
Jasne, za każdą marką stoją ludzie, którzy produkują coś dla innych ludzi. Nawiązanie dobrej relacji z klientem jest kluczowe i bardzo pomaga w całym procesie twórczym. Taka praca polega na dialogu. Czasem mogę przyjechać z pomysłem, a po wizycie w fabryce wyjść z zupełnie innym. Każda marka ma pewne ograniczenia, ale zaznaczam, że nie używam tego słowa w pejoratywnym znaczeniu. Często jest to kwestia okrojonego zaplecza produkcyjnego, dostępności materiałów, ale praca na tego typu ograniczeniach też bywa ciekawa, uruchamia wyobraźnię.
Czy to właśnie funkcjonalność jest dla Ciebie słowem kluczem w Twojej pracy?
Myślę, że funkcjonalność stanowi podstawę. Użytkowanie przedmiotu jest dla mnie najciekawszym zagadnieniem. Idealnie, jeśli przedmiot jest jakby formą „protezy”, płynnym przedłużeniem twojego ciała. Spełnia funkcję, której sami nie możemy spełnić. Niezależnie od tego, czy jest to szklanka, stół czy krzesło – przedmiot powinien nam w pewnym sensie pomagać i dobrze służyć.
Powiedziałaś, że nie jesteś artystką. Protestujesz przeciwko wkładaniu Cię do tej szufladki?
Nie lubię określać siebie mianem artystki, bo to, co projektuję, ma być pożyteczne i spełniać konkretną funkcję. Sztuka powinna wynikać z wewnętrznej potrzeby samego artysty i nie konstytuuje jej potrzeba zewnętrzna. Pracuję w bardzo określonych ramach, które nie ja sobie narzucam. Można tu rozpocząć kolejny duży, bardziej filozoficzny temat czy sztuka w ogóle bywa pożyteczna, ale nie o to mi chodzi. Oczywiście poszukuję form, nadaję im pewną ekspresję. Lubię określenie „sztuka użytkowa” i z nim się utożsamiam.
Lubisz pracować z ludźmi czy wolisz zaszywać się w pracowni sama?
Bardzo lubię pracować z ludźmi, zwłaszcza przy takich multidyscyplinarnych projektach, gdzie stykamy się na granicy wielu dziedzin. Bardzo żałuję, że skończyła się przygoda z targami Arena, bo to było dla mnie wspaniałe doświadczenie. Poznałam tam mnóstwo osób, ekspertów z przeróżnych dziedzin, co niezwykle doceniam. Za każdym przedsięwzięciem stoją ludzie, nie można o tym zapominać.
Czyje prace robią na Tobie niezmiennie wrażenie?
Na szczęście takich ludzi jest mnóstwo i cały czas pojawiają się nowi. Są osoby, które dotykały wielu różnych dziedzin, od projektowania przemysłowego, po poszukiwanie bardziej radykalnych form, jak Ettore Sottsass, którego podziwiam. Mogłabym wymieniać godzinami, bo jednych cenię za całokształt, innych za poszczególne projekty. To się zmienia i ewoluuje.
Jakimi przedmiotami otaczasz się w domu? Masz swoje ulubione?
Tak, mam kilka ulubionych przedmiotów, które znalazłam gdzieś w sieci. Ostatnio na Allegro wyszukałam za grosze dwa krzesła i dwa taborety projektu Enza Mariego dla Zanotty. Stało się to zupełnie przypadkiem, googlowałam coś i nagle w wyszukiwarce wyskoczyła mi ta aukcja, więc od razu je kupiłam, bo uwielbiam te projekty i zawsze o nich marzyłam. Mam też w domu trochę rzeczy zaprojektowanych przez siebie, ale tu akurat nie powiedziałabym, że szczególnie lubię się nimi otaczać (śmiech). Cały czas doszukuję się w nich błędów i analizuję, co mogłabym poprawić. Ale finalnie to całkiem przyjemne uczucie, że od projektu w głowie mogę przejść do fizycznego przedmiotu, który jest w moim domu i z niego korzystam.
A jakie przedmioty ze swojego dzieciństwa pamiętasz?
Chyba najbardziej pamiętam kartony, bo dużo się przeprowadzaliśmy (śmiech). Jako dziecko uwielbiałam też przemeblowywać swój pokój, wciąż coś przestawiałam, zmieniałam. Ale chyba trudno mi przywołać jakiś konkretny przedmiot, który ukształtował moje spojrzenie na sztukę użytkową.
No właśnie, urodziłaś się we Francji, studiowałaś w Szwajcarii, pracowałaś w Londynie, a na co dzień mieszkasz w Polsce. Gdzie jest Twoje miejsce na Ziemi?
Każde z tych miejsc jest mi bliskie, wszędzie najważniejsi byli ludzie. Ale myślę, że Londyn bardzo na mnie wpłynął, ma niesłychaną energię, którą szalenie lubię. Uwielbiam ten miks pomiędzy tradycją a współczesnością – w Londynie znakomicie się to przeplata. Ale w Warszawie też dobrze mi się mieszka, to metropolia, która wciąż się kształtuje. Bardzo dużo się tu dzieje i zmienia. Ciekawie jest być tego świadkiem.
Jak lubisz odpoczywać na co dzień?
Lubię wszelkiego rodzaju kulturę i ubolewam trochę nad tym, że w Warszawie jest jej wciąż za mało. Poza tym nic spektakularnego. Spędzam czas z przyjaciółmi, chodzę na spacery, lubię wyjechać gdzieś na weekend, aby podładować baterie. Nawet zawodowe wyjazdy są super, mimo że nie odpoczywam podczas nich fizycznie. Ale głowa zawsze odpoczywa i wracam z nową energią do działania i zapałem do pracy.
Czy odnosisz wrażenie, że we wzornictwie wciąż brakuje jakichś przedmiotów?
Myślę, że wielu z nas zadaje sobie to pytanie. Chyba bardziej pochyliłabym się nad tym, czy potrafimy mądrze produkować przedmioty, głównie pod kątem inteligencji materiałów. Ale z biegiem lat oczywiście pojawiają się nowe potrzeby, zmienia się też pojęcie wygody. 200 lat temu meble wyglądały zupełnie inaczej, te przedmioty ewoluują i są w nieustającym dialogu z przemianami społecznymi. Jako projektanci zbieramy te wszystkie informacje, a potem przetwarzamy je w projekcie. Chcę projektować świadomie, z dobrych, trwałych materiałów, które nie będą „śmieciły” przy produkcji. To kolejna rzecz, która zmieniła się na przestrzeni lat. Świadomość konsumentów też zresztą się zmieniła, chociaż szkoda, że powoli jako ludzie tracimy umiejętność pracy ręcznej. Odchodzi się od tego w szkołach, ta praca na co dzień traci wartość, nad czym bardzo ubolewam.
Myślisz, że z biegiem lat mechanizacja wyprzedzi pracę ręczną?
Na pewnych etapach może tak, ale wciąż jest wiele rzeczy, których maszyny nie są w stanie zrobić. Maszyna nie wytapiceruje tak dokładnie fotela. Ręczne szycie też jest nie do zastąpienia. Będąc w jakimkolwiek wnętrzu, patrząc na przedmioty, widzę, jak wiele rzeczy wykonanych jest ręcznie, i myślę, że nigdy nie będzie tak, że mechanizacja całkowicie przejmie stery.
Masz jakieś zlecenia marzeń? Zaprojektowanie konkretnego przedmiotu, współpraca z konkretną marką?
Szczęśliwie wszystko przede mną! Bardzo dużo projektów to ludzie i za tym płynie największa wartość. Często to właśnie ten czynnik ludzki sprawia, że dane zlecenie jest tym wymarzonym. Partnerskie podejście, dialog, zaufanie, wspólny cel – bardzo to cenię. Jest mnóstwo rzeczy, które chciałabym robić, zarówno jeśli chodzi o pracę przy konkretnych materiałach i tworzywach, jak i w kontekście kultury. Dużo współpracuję z muzeami czy innymi instytucjami kultury i widzę, jak bardzo mnie to rozwija. Na pewno jednym z projektów marzeń byłoby zaprojektowanie butelki, takiej jak te kultowe z dzieciństwa – mam tu na myśli np. butelkę oranginy, napoju gazowanego z pomarańczy, której szkło ma fakturę skóry tego owocu, albo butelkę campari zaprojektowaną przez futurystę Fortunata Depera i dalej produkowaną. Lubię też pracować z markami długoterminowo, abyśmy mogli się dobrze poznać, zbudować relację. Znając ludzi i kontekst, dużo łatwiej mi wychodzić z inicjatywą czy trafnym pomysłem. Wielu znanych projektantów z Europy właśnie na stałe pracuje z paroma markami. Myślę, że to ma najwięcej sensu, bo relacje między ludźmi są kluczowe.
Wywiad: Paulina Masłowska
Zdjęcia: Piotr Czyż
Podobne artykuły
- Art
- Trend
- News
JESIEŃ I ZIMA W MUZEACH: 5 WYSTAW, KTÓRE MUSISZ ZOBACZYĆ
- Art
- Trend
- News
PURO ART GUIDE: WARSZAWA
- Art
- People
- News
- Polska