"Motywy moich prac to destrukcja, rozkład rzeczywistości, patologiczne i wyniszczające sytuacje międzyludzkie" mówi Jakub Gliński, bohater trzeciego odcinka cyklu "Behind the Art" realizowanego przez PURO.
Patrząc na twoje obrazy widać ekspresyjne gesty, warstwy, skreślenia czy zamalowania. Powiedz, jak wygląda proces twórczy, który stoi za powstaniem twoich obrazów.
Nie maluję codziennie, pracuje cyklicznie. Moja twórczość, czy to w muzyce, sztuce czy performansie wynika z potrzeby wewnętrznej. Nigdy nie miałem rutyny, szkiców czy planów. Pracuje intuicyjnie. Zwykle nie wiem, jaki będzie efekt końcowy. Równocześnie pracuję nad kilkudziesięcioma obrazami, z których na wystawę zwykle trafia tylko kilka. Moja praca zawsze ma charakter ekspresyjny. Pracuję z potrzeby wyrażenia się, wyregulowania emocji czy przepracowania pewnych doświadczeń. Zwykle, gdy zaczynam pracować nad cyklem w moim życiu wydarza się jakaś sytuacja, którą potrzebuję przepracować. Twórczość synchronizuje z moim życiem wewnętrznym. Traktuje sztukę jako narzędzie terapeutyczne.
Czy możesz zdradzić, jakie to są wydarzenia?
Zwykle dotyczą moich relacji z bliskimi osobami, ale też trudnych doświadczeń kolektywnych i społecznych. Pamiętam, że zaczynałem pracę nad wystawą “Memory Removal” w Galerii Miejskiej we Wrocławiu dwa dni przed wybuchem wojny w Ukrainie. Podobnie jak wszyscy byłem bardzo tym dotknięty, co odbiło się na moich płótnach. Oczywiście nie widać bezpośrednio motywów czy tematów związanych z wojną, ale myślę, że czuć niepokój, gniew, zdezorientowanie.
Co jeszcze jest twoją inspiracją?
Działam podświadomie, ale mam pewne tematy, które powracają, jak patologiczne, wyniszczające innych i planetę zachowania ludzkie, destrukcje rzeczywistości, negatywne wydarzenia historyczne. One dobrze wyrażają mój stan psychiczny i pozwalają poradzić sobie z emocjami. Interesuje mnie psychika ludzka. Tworzę autoportret stanu psychicznego. Jednak nie mam potrzeby głębokiego analizowania tego, co robię. Najważniejszy jest sam akt twórczy. Interpretację tych obrazów zostawiam moim odbiorcom i zawsze chętnie słucham, co mają do powiedzenia i jakie emocje u nich prowokuję.
Co robisz w okresach, kiedy nie pracujesz artystycznie?
Zwykle maluję intensywnie przez dwa tygodnie lub miesiąc tworząc kilkadziesiąt dzieł. Po tym zwykle jestem wyczerpany, czuję jakby mi się rozładowała bateria. Muszę zrobić sobie przerwę. Przed moją ostatnią wystawą “Worst Case Scenario” w Gunia Nowik Gallery nie malowałem prawie przez rok. W tym czasie zajmuje się innymi dziedzinami, jak muzyka, wideo art, albo mam czas na rozwijanie pasji, nie związanych ze sztuką, takich jak ekonomia czy motoryzacja. Czytam książki, chodzę na wystawy. Internet jest dla mnie wielką inspiracją. Nieświadomie gromadzę w głowie różne motywy. Jestem obserwatorem rzeczywistości. Mimo że tego nie notuję, kiedy tworzę to wszystko wylewa się z mojej głowy. Wtedy przychodzi moment, że się z tym mierzę - przerabiam i przetwarzam. Filarami mojej twórczości jest ekspresja, intuicja i błąd.
Czy wiesz skąd bierze się u ciebie ten model pracy?
Cykliczność mojej twórczości może być związana z osobowością ADHD, która funkcjonuje na zasadzie różnych faz, wzrostu zainteresowań, hiperaktywności, a potem zmęczenia czy kryzysu. Często szukam nowych źródeł zainteresowania czy dopaminy i sięgam po inne media. Mam to szczęście, że mój zawód pozwala mi w miarę dobrze funkcjonować mimo zaburzenia.
Dzięki tym ciągłym zmianą zainteresowań stajesz się artystą totalnym, pracującym w różnych mediach, takich jak performans, muzyka, tatuaż, instalacje i malarstwo.
Każde z tych mediów pozwala mi wyrażać nieco inne spektrum emocji i doświadczeń. Na przykład mój performans jest agresywny, fizyczny, autodestrukcyjny pozwalał mi regulować złe emocje czy frustracje. Tworzenie muzyki wymaga innego rodzaju skupienia, chociaż efekt końcowy bywa podobny, bo tworzę muzykę noise, która jest najbardziej ekstremalną formą dźwiękową. Interdyscyplinarność nie wynikała z mojego wykształcenia. Do większości tych mediów podchodziłem intuicyjnie sam ucząc się programów do produkcji muzyki czy tworzenia wideo.
Jakie jest twoje wykształcenie?
Studiowałem malarstwo w Krakowie, ale wtedy nie traktowałem tego zbyt poważnie. Były dla mnie pretekstem do wyprowadzki z domu i bycia blisko sceny klubowej, która całkowicie mnie pochłaniała. Czasem spędzałem trzy, cztery dni w tygodniu w klubie. Zajmowałem się muzyką elektroniczną, noisową, tworzyłem też performansy. O północy wchodziłem na środek danceflooru i robiłem performansy noisowe.
Na czym one polegały?
Miałem wtedy niską samoocenę i występowanie przed publicznością było dla mnie koszmarnym przeżyciem, dlatego zacząłem performować w maskach, tworzyć rozbudowane kostiumy ze śmieci. To i różne substancje odurzające powodowały, że czułem się bardzo swobodnie. Sam tworzyłem „hałaśliwe” instrumenty. Wymuszałem interakcję na publiczności, często przez agresywne i destrukcyjne zachowanie, niszczenie przestrzeni. Kilka razy zakończyło się to wizytą w szpitalu, ponieważ nieświadomie zadałem sobie krzywdę, jak w projekcie „Wrócę do domu w urnie”, gdzie tworzyłem scenografie z odnalezionych elementów w okolicy miejsca występowania, często ostrych i metalowych.
Potem podobne performansy tworzyłeś w galeriach i instytucjach.
Często pokazywałem je na otwarciu wystaw indywidualnych czy w czasie festiwali. Pamiętam bardzo ekspresyjne i destrukcyjne akcje w Goethe Institute czy w Królikarni w Warszawie. Przeprowadzenie ich zawsze dużo mnie kosztowało psychicznie i fizycznie, dlatego teraz rzadko to robię. Starałem się odciąć od logicznego myślenia, chciałem pracować tylko z ciałem i emocjami. Zależało mi na stworzeniu niekomfortowej sytuacji dla widzów. Reakcje na moje działania były skrajne od śmiechu, płaczu, po przerażenie czy opuszczanie sali.
Kiedy zacząłeś działać w polu sztuk wizualnych?
Tak, jak wspominałem, nie czułem się dobrze w tradycyjnym systemie edukacji. Do malarstwa wróciłem dopiero po studiach, kiedy nikt mnie nie oceniał ani nie kontrolował i miałem zupełną swobodę ekspresji. Przełomowym momentem był kontakt z aerografem, który stał się moim ulubionym narzędziem ekspresji malarskiej.
Czy zajmowałeś się też grafitti?
Po przeprowadzce do Warszawy moim pierwszym miejscem spotkań z innymi artystami była Galeria V9 na Hożej i tamto środowisko związane ze sztuką ulicy. Brałem udział w kilku nocnych eskapadach, ale nie mogę powiedzieć, że zajmowałem się grafitti. Aerograf był dla mnie zamiennikiem sprayu, ale bardziej dokładnym i rysunkowym. Warto dodać, że wtedy jeszcze nie identyfikowałem się ze środowiskiem artystycznym. Po przyjeździe do Warszawy, oprócz V9 wiedziałem o istnieniu tylko dwóch przestrzeni związanych ze sztuką - Rastra i Muzeum Narodowego. Powoli zacząłem poznawać inne galerie i innych artystów.
Kiedy kliknęło?
Jednym z przełomowych momentów było zaproszenie mnie przez Zuzannę Derlacz do zrobienia wystawy indywidualnej w lokalu_30. Wszystkie obrazy stworzyłem na miejscu w kilka dni. Zresztą zwykle miałem taki system pracy, że przyjeżdżałem kilka dni przed wystawą z rulonami czystego płótna, spałem w galerii i całymi dniami malowałem.
Jak reagowali na to kuratorzy wystaw?
Zwykle odbywało się to na zasadzie zaufania. Mnie do samego siebie, że jestem w stanie zrobić wartościowy projekt oraz samych organizatorów do mnie jako artysty.
Byłeś też jednym z głównych organizatorów Galerii Śmierć Frajerom. Na czym polegało to przedsięwzięcie?
Razem z kilkoma artystami mieliśmy wspólną pracownię na Pradze, gdzie organizowaliśmy w duchu punkowym i DIY wydarzenia łączące pop-upowe wystawy z Dj setami oraz performansami. Mnie najbardziej fascynowało połączenie różnych środowisk, począwszy od nastolatków, poprzez klubowiczów, aż po osoby zainteresowane sztuką współczesną. Potem galeria była prekursorskim miejscem tworzącym wystawy w Metaverse z wykorzystaniem technologii blockchain. Sama nazwa, opisy wydarzeń, gadżety przez nas produkowane składały się na sukces tych wydarzeń. To był moment wybuchu oddolnych galerii i inicjatyw tworzących wystawy w niekonwencjonalnych miejscach.
Z undergroundu przeszedłeś do jednej z najlepszych galerii w Warszawie.
Reprezentacja i opieka przez galerie jest świetną szansą dla artysty. Teraz mogę skupić się tylko na swojej twórczości. Nie muszę zajmować się organizacją wystaw czy sprzedażą obrazów, co odciągało mnie od pracy artystycznej. Zresztą dalej chętnie biorę udział w oddolnych inicjatywach. Zawsze czułem się dobrze i funkcjonowałem w różnych środowiskach - klubowym, muzycznym, sztuk wizualnych, a teraz współpracuję z profesjonalną galerią oraz markami modowymi
Najważniejsze, że jesteś w tym stale autentyczny.
Dla mnie najważniejsze jest utrzymanie przyjemności z tworzenia i stałe rozwijanie się.
Nad czym teraz zamierzasz pracować?
Ostatnio dużo pracuję w technice sitodruku i chcę ją jeszcze eksplorować. Poza tym przez wiele lat kolekcjonowałem obiekty do instalacji ready-made i mam nadzieję, że będzie okazja, żeby stworzyć coś większego. Chciałbym też wrócić do tworzenia muzyki. Kilka lat temu tworzyłem audycję w Radio Kapitał, a teraz chce robić to ponownie, więc zbieram materiały dźwiękowe, energię i inspiracje. Pomimo że mam cały czas jeden styl, to potrzebuję się zmieniać, a każda moja wystawa jest inna. Wynika to z mojej metody pracy. Cały czas się transformuję. Kiedy wracam do malowania jestem już w zupełnie innym momencie mojego życia. Podchodzę do płótna jako inny człowiek.
Wywiad: Michalina Sablik
Video: Tala Dołgowska
Podobne artykuły
- Art
- Trend
- News
JESIEŃ I ZIMA W MUZEACH: 5 WYSTAW, KTÓRE MUSISZ ZOBACZYĆ
- Trend
- Polska
Reading Get-Together w PURO
- Art
- Trend
- News