Szybko, smacznie i mobilnie. Tak się jada w sercu Wielkopolski! Rosnące kolejki przed rozsianymi po mieście food truckami zwiastują nadejście lata. Podobno niejedna wakacyjna miłość zaiskrzyła właśnie w kolejce po burgera…
Trend na jedzenie prosto z kolorowych furgonetek ma się coraz lepiej. I, jak się pewnie domyślacie, dotarł do nas zza oceanu. Światowym pionierem przysmaków prosto z czterokołowych pojazdów był Charles Goodnight. Ten przedsiębiorczy poganiacz bydła w 1866 roku nabył od armii USA stary furgon, wyposażył go w sprzęt kuchenny i zaczął karmić towarzyszących mu kowbojów. Sprawdźmy, gdzie dziś wielkopolscy kowboje i kowbojki napełniają swoje żołądki. Specjalnie dla Was przygotowaliśmy mapkę poznańskich mobilnych przybytków smaku.
Zdecydowanym królem miejskiej szamki w tym sezonie jest Nocny Targ Towarzyski, o którym pisaliśmy już na naszych łamach. Tam po prostu trzeba być! Stworzony na terenach kolejowej hali naprawczej przez Mateusza Luczyńskiego i Bartka Grochowskiego to mekka dla wszystkich spragnionych smaków świata, dobrej muzyki i towarzyskiej integracji pod chmurką.
Bardzo zaskoczyło nas to, jak mocno taka przestrzeń była Poznaniakom potrzebna. Towarzyski przyciąga totalnie różne osoby - jedni pojawiają się na stand-upach, inni na kulinarnych seansach kinowych, spragnieni intensywnych wrażeń tańczą i jedzą podczas klubowych imprez weekendowych, a w niedzielę niespiesznie śniadaniują - mówi Magda Stanek, połowa duetu MYTUJEMY, odpowiedzialnego za selekcję kulinarnych wystawców. - Wystarczyły dwa tygodnie a targ tak zakorzenił się w świadomości ludzi, że nie widzą innego sposobu spędzania wolnego czasu. Towarzyski stał się oczywistą destynacją. Bo odchodzimy od szaleństw w klubach na rzecz chillu i dobrego jedzenia. Szukając miejsca, gdzie spotkamy znajomych z różnych środowisk. I tu wybór jest oczywisty :)
Organizatorzy obiecywali, że Towarzyski będzie najgorętszym miejscem tego lata. Sprawdźcie koniecznie jego temperaturę! ;)
Mateusz, Piotr i Tomek to trójka przyjaciół, którzy postanowili podzielić się swoją pasją gotowania. W tym też celu stworzyli od podstaw charakterystyczne wozy i nadali im wpadającą w ucho nazwę. Co oferują? Smaki dzieciństwa! - Ma być tak, jak jadało się u dziadków - powtarzają niczym mantrę. Czym więc sentymentalnie rozpieszczają nasze podniebienia? Na przykład łopatką wieprzową przygotowywaną według najlepszych staropolskich receptur czy wędzoną i szarpaną wieprzowiną, główną bohaterką kanapek klasy premium. Dodajcie do tego miłą i zarazem szaloną ekipę, świeże warzywa i staranne zaprojektowany ogródek w samym centrum Poznania i wyjdzie na to, że w “Świni” nie żadna tam mgła, tylko non stop słońce!
Takich deserów jeszcze nie widziały Wasze oczy! Bo czy wyobrażaliście sobie na przykład milk szejka o smaku Nutelli i Snickersa z pływającym na wierzchu donatem zwieńczonym bitą śmietaną z czekoladową polewą? Mmm… Te marzenia o słodkiej rozpuście mogą się spełnić - wystarczy wpaść do Eyes Creams. A wszystko zaczęło się dwa lata temu, kiedy Ola, właścicielka lokalu, wprowadziła nowość na naszym rynku - lody tajskie. Pomysł okazał się strzałem w 10! Z jednego food trucka na początku sezonu pod jego koniec już 4 obstawiały rewiry Poznania. Od niedawna lody tajskie (przygotowywane ze śmietanki, na płycie zmrożonej do -20 stopni) można zjeść w całorocznym lokalu. Osobą odpowiedzialną za to słodkie zamieszanie jest właśnie Ola, z zawodu pirotechnik (!), która rezyduje na ulicy Rybaki 22a. W Eyes Creams na szczęście nie ma materiałów wybuchowych, a zamiast tego słodkości tyle, że wystarczyłoby aby zażegnać całą gorycz tego świata. Znajdziemy tu chałwę, mleczko alpejskie, pankejki czy wypiekany na miejscu wafel - wszystko w stylu made in USA. W taki oto sposób laureatka konkursu miss Polski (to ta sama Ola!) spełnia najsłodsze ze swoich marzeń - osładzanie życia innym.
Tak jak każde małżeństwo potrzebuje żony i męża, tak każda zapiekanka potrzebuje dobrych składników i miłości. Pamiętacie lata 90-te i pierwsze, nieśmiałe fast foody? Otrzymywało się podgrzaną bułkę podłej jakości maźniętą pieczarkami i oprószoną wiórkami żółtego sera. Po ugryzieniu następował horror - do podniebienia przywierała ugryziona masa, bułka zaś pozostawała w nienaruszonym stanie. Mogłoby się wydawać, że czasy zapiekanek minęły bezpowrotnie. Na szczęście są miejsca, które wskrzeszają kulinarne relikty, na nowo definiując sentymentalne smaki. W Bufecie nie ma kompromisów: produktów seropodobnych czy niskiej jakości mrożonych gotowców. Sosy robi się tu domowymi sposobami a świeże bułeczki chrupią aż miło. - Przygotowujemy takie potrawy, które sami chcielibyśmy zjeść. Dlatego Zapieksy Premium to jakość uniqe - mówią pomysłodawcy zapiekankowego boomu - Ola i Maciej, którzy za dwa miesiące staną na ślubnym kobiercu!!
Skrzyżowanie ulic Kościuszki i Powstańców Wielkopolskich to nie lada gratka dla fanów gigantycznych porcji. Tu wszystko jest z rozmachem; pod wielkim budynkiem Akademii Ekonomicznej stoi wielka ciężarówka (wędzarnia i grill w jednym), gdzie równie wielcy mężczyźni serwują ogromne porcje żeberek. Bicepsy kucharzy muszą być spore, by porąbać drewno, które podczas wielogodzinnego spalania oddaje całą swoją moc pieczonym mięsiwom. Bo to od jakości i rodzaju drewna zależy jak zachowa się tłuszczyk w żeberkach. - Buk podtrzymuje odpowiednią temperaturę, a jesion z kolei nadaje mięsu smak i barwę. Tu nie ma miejsca na pośpiech. Ma być dokładnie, powoli i niezwykle soczyście!- mówi Filip, współodpowiedzialny za akcję zaszczepiania tradycji południowo-amerykańskiego grilla w stolicy Wielkopolski. Propozycja obowiązkowa dla fanów kultury kulinarnej made In USA a także dla tych którzy nie mają problemów z cholesterolem ;)
Tekst: Adi Kaniewski
Ilustracja: Foxtrot Studio
Zdjęcia: dzięki uprzejmości właścicieli food trucków