Masz teraz dużo pracy?
Bardzo dużo – i fajnie, bo ostatnio było dość upiornie, umarła mi babcia i umarł mi pies.
Zacząłem pracę dla TVP, występuję tam nawet na wizji. Rysuję na żywo w programie „Kwiatki polskie”, do którego zresztą zrobiłem oprawę graficzną.
Jak Edward Lutczyn w latach 90.!
Lub Henryk Sawka czy Szymon Kobyliński.
Teraz zajmuje się tym człowiek w moim wieku, poczułam się staro. Co dokładnie zrobiłeś dla TVP Info?
Wirtualną scenografię, logo. Generalnie program jest zdominowany moimi rysunkami, czuję się z tym dziwnie, ale też jestem z tego dumny. Usłyszałem hasło, że w telewizji polskiej można teraz zrobić wszystko, więc w to wszedłem. Stwierdziłem, że skoro mam już prawie czterdzieści lat, jestem gotowy pokazać twarz w telewizji. Chcę coś mieć od życia.
Jeszcze do niedawna nieczęsto się pokazywałeś.
Ta zmiana nastąpiła w zeszłym roku w Gdańsku, gdzie byłem prelegentem na festiwalu ilustracji. Miałem tam wykład z wizualizacjami w kościele – mnóstwo osób, ale nikogo nie widziałem, bo przede mną był ołtarz. Ten występ dał mi kopa. Wcześniej wstydziłem się mówić głośno przed publicznością. Zrozumiałem, że nie mam z tym już problemu. Za to katastrofą są dla mnie rozmowy na wernisażach.
Bo to bezpośrednie rozmowy?
Kocham przygotowywać wystawy, siedzieć nad nimi godzinami w galerii, ale gdy mam potem o tym rozmawiać, to zwyczajnie uciekam. Zapraszam zawsze znajomych i później tego żałuję, bo chcą ze mną rozmawiać. Ludzie potrafią się przez to obrażać.
Czy artysta musi świecić twarzą, by wypromować swoje dzieło?
Popularność wydaje mi się teraz bardzo istotna, świat się „stiktokował”. Żyjemy w czasach „pokazywania ryja”. To chyba nieuniknione. Sam nie mam planu działania, działam spontanicznie. Kiedyś ludzie mnie pytali, czy nie jest mi głupio, że jestem artystą znanym z internetu. Nie było. Ale też nie ma się co łudzić, że internet, a w szczególności Instagram, jest jakimś wspaniałym miejscem dla sztuki. Pewnie zależy od tego, na ile aktywnie się to robi. Na pewno trzeba pajacować, żeby się klikało. Taki Wilhelm Sasnal założył konto na Instagramie, ale ktoś mu je prowadzi – no i nie ma tam followersów… Pytanie raczej brzmi: po co takiemu Sasnalowi Instagram? Jego prace sprzedają się bez tego.
Twoje sprzedają się dzięki temu? Sprzedajesz dużo prac? Da się z tego żyć?
W zeszłym roku sprzedałem naprawdę sporo. W tym roku mniej, widać, że ludzie mają mniej pieniędzy. Robię wiele innych rzeczy, więc raczej nie żyję wyłącznie ze sprzedaży prac. Jestem przyzwyczajony do dywersyfikacji zarobków, liczenie na zysk ze sprzedaży prac jest uzależnione od zbyt wielu czynników i osób.
A gdybyś sprzedawał tyle, by z tego żyć, byłoby to twoje jedyne, wymarzone zajęcie?
Na pewno nie. Mam ADHD, muszę robić wiele różnych rzeczy. Z tego powodu na przykład zacząłem tańczyć z zespołem Chair.
W masce.
Normalnie nie lubię tańczyć. Dzięki tej masce odpala się we mnie inna osobowość, wychodzę ze strefy komfortu, jest to satysfakcjonujące. Zawsze chciałem mieć zespół rockowy, ale nie mam talentu muzycznego. Moja partnerka Magda mówi, że całe moje życie jest teatrem, że życie ze mną to warsztaty teatru improwizowanego, więc tutaj też się realizuję, bo normalnego teatru nie znoszę.
Ostatnio zilustrowałeś książkę dla dzieci.
Z Martą Lipczyńską-Gil zrobiłem książkę „Liczyć każdy może! Ja, ty i bąk Bolek”. Moje prace często są też kupowane jako prezenty dla dzieci. One chyba dobrze rozumieją moją kreskę. Lubię siedzieć w akwarelach, po latach rysowania czerni i bycia Jerzym Beresiem polskiego rysunku polubiłem na nowo kolor. Teraz wraz z moją partnerką przygotowuję książkę dla dzieci o śmierci naszego psa. Ta śmierć była jakoś wyzwalająca, zbliżyła mnie do natury, zrozumiałem, że ona jest jedyną potęgą na tym świecie. Wszyscy umrzemy, a świat będzie działał dalej, to wyzwalające. W każdym razie stałem się wrażliwszy na naturę i tym samym na kolory.
Może tak się zaczyna starość.
Może dojrzałem po prostu. Działka, taczka, koza. Za sześć lat skończymy spłacać kredyt, może czas sprzedać mieszkanie i wyprowadzić się na wieś?
Zanim zaczniesz się pakować, opowiedz jeszcze o współpracy z PURO.
Przygotowałem plakat w związku z obecnością PURO na Warsaw Gallery Weekend. W tym roku jest to rysunek przedstawiający klasyczny outfit na wernisaż – jest parasolka, bo zwykle pada, jest skórzany płaszcz i cylinder. Przygotowuję projekt poświęcony kulturze wernisażowej. Zacząłem antropologiczne poszukiwania. Oglądam VHS-y z imprez wernisażowych – ludzie w golfach, na czarno, zamknięta postawa ciała… No, sporo jest tych osobowości wernisażowych. Plakat dla PURO to jednocześnie taki mały teaser nadchodzącej wystawy.
Bolesław Chromry
Rysownik, malarz, ilustrator, poeta. Wydał kilka książek, zrobił kilkadziesiąt wystaw i opublikował kilka tysięcy rysunków o mętnej stronie życia. Ukończył ASP w Krakowie, mieszka na warszawskiej Pradze. Weteran kryzysu wieku każdego. Kocha psy i zespół Happy Mondays.
Podobne artykuły
- Art
- Trend
- News
JESIEŃ I ZIMA W MUZEACH: 5 WYSTAW, KTÓRE MUSISZ ZOBACZYĆ
- Trend
- Polska
Reading Get-Together w PURO
- Art
- Trend
- News